wtorek, 1 listopada 2011

Nareszcie wolne. Bank zobaczę dopiero za tydzień.

Nareszcie udało mi się nakłonić szefa do udzielenia mi zaległego urlopu. Razem z wolnym poniedziałkiem przez pierwszym listopada będzie to chyba z 10 dni (nie policzę, bo tutaj za liczenie mi nie płacą). Ostatnie tygodnie to istna mordęga w której rolę główną grała znowu Max Pożyczka.

Nie dość, że centrala znowu intensywnie zaczęła produkt reklamować, to dodatkowo wiele osób wróciło do PKO po konta osobiste (nie wiem czym to jest spowodowane, ale mnie np. Majewski nie przekonuje). 

W każdym razie jest wolne, siedzę z dzieckiem w domu i zastanawiam się nad zmianą pracodawcy. Wiem, wiem, wiem. Wiele razy już to mówiłam. Mój mąż, który pracuje przez internet nawet namawiał mnie na przeniesienie się do jakiegoś doradcy kredytowego, ale mi się wydaje, że to tylko zmiana na gorsze (i praca na akord).

 W PKO nie jest źle, gdyby nie to, że zasady zmieniają się tu co tydzień. System w jakim pracujemy wymaga ciągłego doskonalenia. I nie mówię tu o doskonaleniu pracownika, ale doskonaleniu swojej zdolności do opanowywania bezsensownych procedur. Ufff. Teraz kawka i ptyś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz